W poniedziałek nowego prezesa powitaliśmy w Polskim Związku Jeździeckim. Tomasz Siergiej jest już trzecim w tej kadencji władz - i nie ma pewności, że ostatnim.
Kadencję na tym stanowisku rozpoczął Oskar Szrajer, w maju ubiegłego roku odwołany przez Walne na podstawie zarzutów Komisji Rewizyjnej dotyczących naruszania przez prezesa związkowych procedur i regulaminów. Zarzutów, które dość logicznie odpierał. Wówczas dyskusję dość celnie podsumował Tomasz Siergiej - stając na stanowisku, że jeżeli wyczerpała się formuła współpracy reszty Zarządu z prezesem, należało zawnioskować o jego odwołanie bez stawiania przez Komisję Rewizyjną "miękkich" zarzutów. Ostatecznie odwołany został, a zastąpił go Marcin Kamiński.
Półtora roku później historia zatoczyła koło - złożono wniosek o odwołanie Marcina Kamińskiego. Tym razem dyskusję spuentował inny delegat, Jacek Tokarski, słowami, które w depeszy PAP zacytował red. Jerzy Jakobsche - "zarzuty są enigmatyczne, odpowiedzi też". Prezes Kamiński postanowił oszczędzić delegatom głosowania i sam złożył swoją dymisję. W głosowaniu na jego następcę Tomasz Siergiej pokonał członkinię Zarządu, Patrycję Kaczorowską 54:28.
O ile tym razem uchwalenie porządku i regulaminu obrad nie zajęło ponad dwóch i pół godziny jak w maju 2023, a dymisja prezesa Kamińskiego pozwoliła oszczędzić mnóstwo czasu na dyskusji, tak podczas tego Walnego rozprawiano na temat skrócenia kadencji i dostosowania jej do cyklu olimpijskiego - co było pokłosiem przedłużenia z powodu pandemii kadencji poprzedniej. Przez trzy lata żadne Walne się sprawą nie zajęła, zatem Komisja Statutowa zaproponowała skrócenie kadencji następnej - do okresu 2025-2028.
I nikt nie miał wątpliwości, że dostosować się do olimpiady należy. Rozpatrywanie tej decyzji miało nastąpić po wszelkich głosowaniach osobowych, jednak przegłosowano zmianę i rozpoczęcie merytorycznej części obrad właśnie od tej decyzji. Przewodniczący obrad Mateusz Cichoń poparł wniosek, licząc na dyskusję spokojniejszą niż prowadzoną przez rozgrzane po dyskusji nad losem prezesa głowy. Przeliczył się - to właśnie przesunięcie dyskusji przed najbardziej wyczekiwany punkt Walnego sprawiło, że dyskusja zaczęła zataczać coraz szersze kręgi.
Po pierwsze bowiem podjęto próbę skrócenia jeszcze bieżącej kadencji. Co nie było niemożliwe w teorii, w praktyce jednak wymagałoby zarejestrowania właściwej zmiany statutu w Krajowym Rejestrze Sądowym, na co czeka się 3-6 miesięcy, a następnie, ze względu na specyfikę PZJ, konieczność zwołania Walnych w wojewódzkich związkach jeździeckich, których delegaci są wybierani na kadencję zbieżną z władzami PZJ - co również dwa miesiące by mogło zająć. Niemniej jednak wobec głosów o chęci skrócenia i tej kadencji, a przynajmniej weryfikacji całego Zarządu, dyskusja, która miała dotyczyć tylko zrównania kadencji z olimpiadą poszła dużo dalej.
W międzyczasie po sali zaczął krążyć wniosek o zwołanie kolejnego Nadzwyczajnego Walnego i odwołanie całego Zarządu oraz całej Komisji Rewizyjnej - i zebrał on wymaganą liczbę podpisów, po czym został złożony na ręce Zarządu. I gdy w dyskusji wyborczej mówiono już o prezesie na 90 dni - co było pretekstem do skrócenia debaty nad kandydaturami. Po wyborze zaapelowano do członków Zarządu o dymisję i ewentualne kandydowanie w następnym punkcie, dotyczącym uzupełnienia składu (dymisję złożył wcześniej Hubert Kierznowski).
I tutaj wnioskodawców zaskoczył nowo wybrany prezes - podczas zwołanej przerwy wziął członków Zarządu na stronę, po czym zadeklarował wolę współpracy do końca kadencji. A to skutkowało... wycofaniem kilku podpisów pod złożonym wcześniej wnioskiem o Nadzwyczajne Walne - jeden z delegatów uzasadnił to liderowi wnioskodawców, Oskarowi Szrajerowi, że nie spodziewał się woli współpracy Szargieja z dotychczasowym Zarządem. Były prezes PZJ starał się znaleźć kolejnych chętnych do poparcia wniosku - i czy to mu się udało, dowiemy się zapewne na dniach, jeśli Nadzwyczajne Walne zwołane zostanie bądź nie.
Na koniec chciałbym jeszcze słowo powiedzieć o prawnikach. Podczas dyskusji delegaci - w większości prawnikami niebędący - starali się szukać różnych kruczków prawnych, które mogłyby rozwiązać pewne konflikty na ich korzyść. Obecny na sali radca prawny PZJ w swoich poradach czy interpretacjach stosował jednak tak profesjonalny język, że zamiast sprawy wyjaśniać, to wręcz tworzył w głowach zebranych większy mętlik. W tym chaosie pojawiały się wręcz na sali głosy, że można podejmować dowolną decyzję, a jak okaże się niezgodna z prawem, to po prostu minister jako organ nadzoru ją unieważni. Na wzór kreatywnej księgowości można zatem mówić o kreatywnym prawodawstwie - do takiego jednak, zdaje się, nie doszło.
W przyszłym roku środowisko jeździeckie czekają kolejne wybory - a doświadczenia ostatnich Walnych wyborczych z pewnością dadzą delegatom do myślenia, kogo chcą mieć we władzach PZJ jeśli ci ludzie mają w nich zasiadać przez całą kadencję.